Spomiędzy chmur wyjrzało niespodziewanie słońce. Promienie odbiły się od fal zatoki i musiałam zmrużyć oczy. Wszystko wokół zmieniło barwę: fale z szarych stały się błękitne, drzewa ze zgniłozielonych szmaragdowe, a kamyki we wszystkich odcieniach tęczy rozbłysły jak stosy klejnotów. Potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby nasz wzrok przyzwyczaił się do tych wszechobecnych jaskrawości. Nad naszymi głowami pokrzykiwały mewy, miażdżone masami wody kamienie ocierały się o siebie, a szum rozbijających się o brzeg bałwanów odbijał się echem od osłaniających zatokę klifów. Wszystkie te dźwięki tworzyły jedną, relaksującą całość.